Kiedy rok temu zabierałem się do recenzowania słownika gwary studentów
Uniwersytetu Gdańskiego, moją uwagę zwróciło już pierwsze zdanie: „Stary, przyjdź dziś
do mnie wieczorem, rzucimy pena na kompa, potem impra, a potem pomyślimy o jakimś
afterku...”.
W tym jednym zdaniu kumulują się wszystkie cechy polszczyzny najmłodszych
pokoleń.
Ale po kolei.
Można powiedzieć, że zaczęło się przed laty od Owsiakowego „siema”. I dziś to już
nie jest tylko pen i komp. Nawet SMS, skądinąd wersja skrócona całego wyrażenia, ma już
dziś swoją skróconą wersję: „es”. Krótkie „cześć” ma jeszcze krótszy wariant w postaci
„cze”. A mój Wrocław jest nie tylko Wrockiem, ale też jedynie „Wro”. Jest „do zo”, „nara”
(a nawet „narazka”!) i „spoko”.
Owe skróty często abstrahują od granic morfologicznych wyrazów7 . „Dziękuję” to jest
oczywiście „dzięki”, ale też w wersji zanglizowanej „dzienks”, albo „spoks” zamiast
„spokojnie”. „Piwo”, czyli „browar”, to jest „bro”, ale też „bronks”. W tych skrótach mamy
zabieg słowotwórczy anglizujący brzmienia.
Młodzi mówią dziś „sory”, ale urobili już od tego swojskie8 derywaty9 , bo mówi się
także „sorka”, „sorki”, jest też jednak i „sorewicz”.
Możemy więc powiedzieć, że język młodych to język pełen skrótów, ucięć, skrzy się
humorem, a w jego tle jest angielszczyzna.
W tej sprawie napływa do mnie korespondencja i jest ona zdecydowanie kasandryczno-
rejtanowsko-piotrowoskargowa: co to będzie, jeszcze trochę i polszczyzna zaniknie,
będziemy żyć w świecie marketów, leasingów, monitoringów i shopów.
Rozumiejąc te lęki, uspokajam rodaków, mówię im o języku praindoeuropejskim
– języku matce nas wszystkich, o tym, że historia polskiego języka jest historią nieustannie
napływających do niego z różnych języków słów i że polszczyzna zawsze z tymi złożami
leksykalnymi sobie radziła w nieustających procesach adaptacji i przyswajania sobie tych
słów.
Faktem jest, że angielszczyzna jest dziś w polszczyźnie dominująca. Anglizuje się
wszystko, co się da i gdzie się da. A już w kategoriach wypadnięcia z kodu kulturowego
traktuję takie odkształcenia językowe, jak walka „Dejwida” z Goliatem czy – co działa
na mnie zupełnie wysypkowo – „akłaparki”.
Na podstawie: Jan Miodek, Najki z Samotraki, „Gazeta. Opole” 2012, nr 76.
to granice między tematem fleksyjnym a końcówką oraz między tematem
słowotwórczym a formantem.