- Nie rozumiem - rzekł pan Ignacy, obojętnie rzucając list na stół. - Dla przyjemności podróżowania z panną Łęcką, a choćby radzenia nad prezentami dla... dla jej ulubieńców nie rzuca się w błoto pięćdziesięciu tysięcy... jeżeli nie więcej...
Wokulski powstał z kanapy i oparłszy się obu rękoma na stole, zapytał:
- A gdyby mi się podobało rzucić dla niej cały majątek w błoto, to co?...
Żyły nabrzmiały mu na czole, gors koszuli gorączkowo falował na piersiach. W oczach zapalały mu się i gasły te same iskry, jakie już widział Rzecki w chwili pojedynku z baronem.
- To co?... - powtórzył Wokulski.
- To nic - odpowiedział spokojnie Rzecki. - Przyznałbym tylko, że omyliłem się, nie wiem już który raz w życiu...
- Na czym?
- Dziś - na tobie. Myślałem, że człowiek, który naraża się na śmierć i... na plotki
dla zdobycia majątku, ma jakieś ogólniejsze cele...
- A dajcież mi raz spokój z tym waszym ogółem!... - wykrzyknął Wokulski, uderzając pięścią w stół. - Co ja robiłem dla niego, o tym wiem, ale... cóż on zrobił dla mnie!...
Więc nigdy nie skończą się wymagania ofiar, które mi nie dały żadnych praw?... Chcę nareszcie raz coś zrobić dla samego siebie... Uszami wylewają mi się frazesy, których nikt nie wypełnia... Własne szczęście - to dziś mój obowiązek... Inaczej... w łeb bym sobie palnął, gdybym już nic nie widział dla siebie oprócz jakichś fantastycznych ciężarów. Tysiące próżnują, a jeden względem nich ma obowiązki!... Czy słyszano coś potworniejszego?...
- A owacje dla Rossiego to nie ciężar? - spytał pan Ignacy.
- Nie robię ich dla Rossiego...
- Tylko dla dogodzenia kobiecie... wiem... Ze wszystkich kas oszczędności ta jest najmniej pewną - odparł Rzecki.
- Jesteś nieostrożny!... - syknął Wokulski.
- Powiedz - byłem... Tobie się zdaje, że dopiero ty wynalazłeś miłość. Znam i ja ją, bah!... Przez kilka lat kochałem się jak półgłówek, a tymczasem moja Heloiza romansowała
z innymi. Boże mój!... ile mnie kosztowała każda wymiana spojrzeń, które chwytałem
w przelocie... W końcu, w moich oczach, wymieniano nawet uściski... Wierz mi, Stachu, ja nie jestem tak naiwny, jak myślą. Wiele w życiu widziałem i doszedłem do wniosku, że my - wkładamy zbyt dużo serca w zabawę nazywaną miłością!
- Mówisz tak, bo j e j nie znasz - wtrącił pochmurnie Wokulski.
- Każda jest wyjątkową, dopóki nam karku nie nadkręci. Prawda, że nie znam t e j, ale znam inne. Ażeby nad kobietami odnosić wielkie zwycięstwa, trzeba być w miarę impertynentem i w miarę bezczelnym: dwie zalety, których ty nie posiadasz. I dlatego ostrzegam cię: niedużo ryzykuj, bo zostaniesz zdystansowany, jeżeli już nie zostałeś. Nigdym do ciebie o tych rzeczach nie mówił, prawda? nawet nie wyglądam na podobną filozofię... Ale czuję, że grozi ci niebezpieczeństwo, więc powtarzam: strzeż się! i w podłej zabawie nie angażuj serca, bo ci je w asystencji lada chłystka oplują. A w tym wypadku, mówię ci, człowiek doznaje tak przykrych wrażeń, że... Bodajbyś ich lepiej nie... doczekał!...
Bolesław Prus, „Lalka”, oprac. J. Bachórz, t. 1,wyd. 2, Wrocław 1998.