Słowo „śnieżka” nie w pełni oddaje mordercze warunki, jakie wówczas panowały na Ziemi.
Teoria mówi, że na skutek spadku promieniowania słonecznego o około 6 procent oraz
zmniejszenia produkcji (lub akumulacji) gazów cieplarnianych planeta w zasadzie straciła
zdolność utrzymywania ciepła. Powierzchnia Ziemi stała się jedną wielką Antarktydą.
Temperatury spadły aż o 45 stopni Celsjusza. Prawdopodobnie cała powierzchnia planety
zamarzła, grubość skorupy lodu na oceanach sięgała 800 metrów na dużych szerokościach
geograficznych i dziesiątków metrów w tropikach.
Istnieje dość duża rozbieżność między dowodami geologicznymi, które wskazują, że lód
był wszędzie, także na równiku, a dowodami biologicznymi, które równie przekonująco
sugerują, że gdzieś musiała istnieć otwarta powierzchnia wody. Główny argument stanowią
cyjanobakterie, które nie tylko przeżyły to doświadczenie, lecz także kontynuowały
fotosyntezę, a do tego potrzebne jest światło słoneczne. Każdy, kto kiedykolwiek próbował coś
zobaczyć przez warstwę lodu, doskonale wie, że lód bardzo szybko staje się nieprzezroczysty
i już przy kilku metrach grubości w ogóle nie przepuszcza światła. Wysunięto dwa możliwe
rozwiązania. Być może istniał jakiś niewielki obszar odkrytego oceanu (na przykład wokół
jakiegoś zlokalizowanego źródła ciepła). Druga możliwość jest taka, że lód mógł się tworzyć
w taki sposób, iż pozostał przezroczysty – to się czasem zdarza w naturalnych warunkach.
Jeżeli Ziemia rzeczywiście zamarzła w całości, to powstaje bardzo trudne pytanie, w jaki
sposób zdołała później rozmarznąć. Pokryta lodem planeta odbija tak dużą część ciepła, że
powinna na zawsze pozostać zamarznięta. Okazuje się, że ratunek mógł nadejść ze strony
stopionego wnętrza Ziemi. Być może raz jeszcze zawdzięczamy nasze istnienie tektonice.
Zgodnie z tą hipotezą ocieplenie nastąpiło za sprawą wulkanów, które przebiły się przez
warstwę lodu, emitując ciepło i wyrzucając na zewnątrz gazy, które stopiły śnieg i przywróciły
atmosferę. Zapewne nie jest dziełem przypadku, że koniec tego superzlodowacenia zbiegł się
w czasie w eksplozją kambryjską – wiosną w historii życia na Ziemi, aczkolwiek panujące
wówczas warunki zapewne nie przypominały współczesnej wiosny. W miarę ocieplenia się
Ziemia przechodziła prawdopodobnie fazę najburzliwszej pogody, z huraganami
wywołującymi fale wysokie jak drapacze chmur i deszczami o nieopisanej intensywności.
W tym czasie robaki, mięczaki i inne istoty, których środowiskiem były otwory w dnie
oceanu, zapewne nawet nie zauważyły, że na powierzchni coś się dzieje, lecz pozostałe formy
życia na Ziemi najprawdopodobniej stanęły na krawędzi całkowitej zagłady. Nasza obecna
wiedza na temat tych odległych zdarzeń jest jednak zbyt nikła, aby można cokolwiek stwierdzić
z całkowitą pewnością.
Colin A. Ronan, Dzieje Wszechświata. Od Wielkiego Wybuchu do końca czasu, Warszawa 1996.
Tekst 2.
Immanuel Velikovsky
Epoki zlodowacenia
Jak nas uczą, niewiele tysięcy lat temu wielkie obszary Europy i Północnej Ameryki pokrywały
lodowce. Wieczny lód pokrywał nie tylko zbocza wysokich gór, ale wielką masą rozłożył się na
kontynentach, nawet na szerokościach geograficznych o umiarkowanym klimacie. [...]
Zaproponowano wiele idei i domysłów, aby wyjaśnić, jak powstawały epoki zlodowacenia
i dlaczego się zakończyły. Niektórzy przypuszczali, że słońce w różnych okresach emituje
więcej lub mniej ciepła, co powoduje na Ziemi okresy gorąca i chłodu; ale brak dowodów, że
słońce jest taką „zmienną gwiazdą”, co by potwierdziło tę hipotezę.
Inni wysnuli przypuszczenia, że przestrzeń kosmiczna ma cieplejsze i zimniejsze obszary,
i kiedy nasz układ słoneczny wędruje przez obszary zimniejsze, lód przesuwa się w stronę
szerokości geograficznych bliższych tropikom. Jednak nie znaleziono żadnych fizycznych
czynników, które byłyby odpowiedzialne za obecność takich ciepłych i zimnych obszarów
przestrzeni.
Niektórzy zastanawiali się, czy procesja obszarów zrównania dnia z nocą albo powolna
zmiana kierunku ziemskiej osi może powodować okresowe zmiany klimatu. Wykazano jednak,
że różnice w nasłonecznieniu nie mogą być dostatecznie duże, aby stanowiły przyczynę epok
zlodowacenia. [...]
Niektórzy z naukowców upatrywali przyczyny zlodowacenia w zmniejszeniu
początkowego ciepła planety; okresy cieplejsze, między epokami zlodowacenia, przypisywano
ciepłu uwalnianemu przez hipotetyczny rozkład organizmów w warstwach bliskich powierzchni
Ziemi. Rozważano także wzrost i spadek aktywności gorących źródeł.
Inni przypuszczali, że to pył pochodzenia wulkanicznego wypełnił atmosferę ziemską
i powstrzymał nasłonecznienie, albo że przeciwnie – zwiększona zawartość dwutlenku węgla
w atmosferze spowodowałaby spadek temperatur [...].
Wszystkie wyżej wymienione teorie i hipotezy zawodzą, gdy nie mogą spełnić
najważniejszego warunku: po to, aby mogły się uformować masy lodu, musiały mieć miejsce
znaczne opady. To wymaga obecności większych ilości pary wodnej w atmosferze, co jest
wynikiem zwiększonego parowania powierzchni oceanów; ale to może być spowodowane
tylko przez ciepło. Wielu naukowców zwracało uwagę na ten fakt i nawet wyliczyli, że dla
wytworzenia pokrywy lodowej takiej jak w epoce zlodowacenia poziom powierzchni oceanu
powinien wskutek parowania obniżyć się wiele stóp1. Takie parowanie oceanów, po którym
nastąpiłby szybki proces zamarzania, nawet w obszarach o klimacie umiarkowanym, mógłby
wytworzyć epoki zlodowacenia. Problem jest następujący: co mogłoby spowodować
parowanie i następnie szybkie zamarznięcie? Ponieważ nie jest znana przyczyna takich
szybkich zmian rozgrzania i zamrożenia dużych obszarów planety, przyznano więc, że
„obecnie przyczyna nadmiernego tworzenia się lodu na lądach stanowi zaskakującą
tajemnicę, główny temat dla przyszłych badaczy zagadek Ziemi”.
Nieznane są nie tylko przyczyny pojawienia się i późniejszego znikania pokrywy lodowej,
ale problemem jest również to, jaki kształt geograficzny miał obszar pokryty lodem. Dlaczego
pokrywa lodowa na półkuli południowej poruszała się z terenów tropikalnych Afryki w stronę
południowych obszarów polarnych, a nie w przeciwnym kierunku, i podobnie, dlaczego
z półkuli północnej lód w Indiach poruszał się od równika w stronę Himalajów i większych
szerokości geograficznych? Dlaczego lodowce w epoce zlodowacenia pokrywały większą
cześć Północnej Ameryki i Europy, podczas gdy północna część Azji była od nich wolna? [...]
Lodowce powstają na obszarach wiecznego śniegu; dlatego pozostają na zboczach
wysokich gór. Północ Syberii jest najzimniejszym miejscem na Ziemi. Dlaczego epoka
zlodowacenia nie dotknęła tego obszaru, podczas gdy objęła dorzecze Missisipi i całą Afrykę na
południe od równika? Nie zaproponowano żadnego zadowalającego wyjaśnienia tej kwestii.
Immanuel Velikovsky, Zderzanie światów, Londyn–Warszawa 2010.
1 Stopa – jednostka miary, ok. 30 cm.