Czytając – zwłaszcza pierwszy raz – zarówno arcydzieła, jak i utwory mniej znaczące,
zapamiętujemy imiona i rysy twarzy bohaterów, ich zachowania, gesty, postępki, intrygi,
zbrodnie, czasem krajobrazy, malownicze epizody, sceny zbiorowe i opisy wnętrz, wreszcie
dialogi i monologi. Bardzo rzadko dostrzegamy natomiast książki.
Tymczasem są one cichymi bohaterami wielu bardzo wybitnych tekstów literackich.
W niejednym arcydziele akt czytania należy do najważniejszych doświadczeń
egzystencjalnych. Bywa porównywany do podróży, wyprawy w nieznane, mozolnej
wędrówki w labiryncie niewiedzy, gwałtownego olśnienia czy nawet mistycznej wizji.
Prowadzi do inicjacji, odkrycia utajonych znaczeń, rozpoznania naszej pozycji w świecie,
dostarcza samowiedzy, wyzwala emocje, otwiera nowe perspektywy intelektualne.
Przeobraża czytającego, zmienia go nie do poznania, inspiruje. Skłania niejednokrotnie
do działania, ale bywa też ucieczką, rozpaczliwym gestem odrzucenia rzeczywistości, która
dostarcza samych rozczarowań.
Arcydziełem, w którym zapisane zostały rozmaite warianty lektury, [...] jest Don
Kichote Cervantesa. Tylko ktoś bardzo prostoduszny [...] dojrzeć może w tej powieści
jedynie opis losów bohatera, którego książki doprowadziły do szaleństwa. Rzecz wydaje się
znacznie bardziej skomplikowana. Autor tak buduje swoją opowieść, byśmy nie mieli
wątpliwości, że obłęd oznacza tu zarazem prawo wyobraźni oraz tęsknotę do innego, lepszego
(a więc prawdziwszego) świata. Książki bowiem uskrzydlają, dodają siły, umacniają wiarę,
dają nadzieję. Dlatego są tak niebezpieczne – zarówno dla tych, którzy chcieliby pozostać
na ziemi, jak i dla fanatyków niezdolnych do podjęcia dialogu. [...] Cervantes podważa sens
pojęć takich jak zdrowie psychiczne, użyteczność, porządek społeczny. Uświadamia nam
również, jaka siła i jakie niebezpieczeństwo tkwią w książkach. I jakie niezmierzone
bogactwo. [...]
Na książkach budowali swoje ambitne plany zarówno romantycy, jak i pozytywiści.
Dotyczy to nawet bohaterów tak trzeźwych, praktycznych i przedsiębiorczych jak Stanisław
Wokulski, „zaczarowany” przez książki, lecz po życiowej katastrofie do książek oczywiście
powracający w poszukiwaniu ratunku i nadziei. [...]
Nie znając ani kanonu tworzącego dorobek kulturalny ludzkości, ani zasad
porządnego czytania, nowa krytyka literacka pozbawia siebie samą umiejętności budowania
dialogu. Stąd tylko krok do samounicestwienia.
Źródło: Jan Tomkowski, Biblioteka i historia literatury, [w:] tenże, Wojna książek. Biblioteka i historia literatury,
Warszawa 2013, s.11–14, 27–28.