aplikacja Matura google play app store

język polski - przykładowe zadania na poziomie rozszerzonym - interpretacja porównawcza

Zadanie: 1 2 3 4 5
Temat
Dokonaj interpretacji porównawczej podanych tekstów. Twoja praca powinna liczyć co najmniej 300 słów.


Olga Tokarczuk
Prawiek i inne czasy

Czas gry

Labirynt narysowany na płótnie składał się z ośmiu kręgów czy sfer, zwanych Światami. Im bliżej środka, tym bardziej labirynt wydawał się gęsty, tym więcej w nim było ślepych zaułków i uliczek prowadzących donikąd. I odwrotnie – sfery zewnętrzne sprawiały wrażenie jaśniejszych, przestronniejszych, a ścieżki labiryntu zdawały się tu szersze i mniej chaotyczne – jakby zapraszały do wędrówek. Centrum labiryntu – ta najciemniejsza i najbardziej poplątana – nazywała się Światem Pierwszym. Czyjaś niewprawna ręka zrobiła przy tym świecie strzałkę kopiowym ołówkiem i napisała: „Prawiek”. „Dlaczego Prawiek?” – dziwił się dziedzic Popielski. [...] Skomplikowany system dróżek, krzyżówek, rozwidleń i pól prowadził pokrętnie ku jedynemu przejściu do następnej kolistej sfery, zwanej Światem Drugim. W porównaniu z gąszczem centrum tutaj było trochę przestronniej. Dwa wyjścia prowadziły do Świata Trzeciego i dziedzic Popielski szybko zrozumiał, że w każdym Świecie będzie dwa razy więcej wyjść niż w poprzednim. Końcem wiecznego pióra dokładnie policzył wszystkie wyjścia z ostatnich kręgów labiryntu. Było ich 128.

Książeczka „Ignis fatuus, czyli Pouczająca gra dla jednego gracza” była po prostu instrukcją gry napisaną po łacinie, hebrajsku i po polsku. [...] Instrukcja opisywała po kolei każdy możliwy wynik rzutu kostką, każdy ruch, każdy pionek-figurkę i każdy z Ośmiu Światów. [...]

„Gra jest systemem dróg, w którym raz po raz trzeba dokonać właściwego wyboru”

– brzmiały pierwsze słowa. –

„Wybory dokonują się same, ale czasem gracz odnosi wrażenie, że podejmuje je świadomie. Może go to przerazić, wtedy bowiem poczuje się odpowiedzialny za to, gdzie się znajdzie i co go spotka.

Gracz widzi swoją drogę jak pęknięcia na lodzie – linie, które w zawrotnym tempie rozdwajają się, kręcą i zmieniają kierunek. Albo jak błyskawicę na niebie, która szuka sobie drogi przez powietrze w sposób niemożliwy do przewidzenia. Gracz, który wierzy w Boga, powie: «wyroki boskie», «palec boży» – ta wszechmocna i potężna końcówka Stworzyciela. Jeśli zaś w Boga nie wierzy, powie: «przypadek», «zbieg okoliczności». Czasem gracz użyje słów «mój wolny wybór», ale z pewnością powie to ciszej i bez przekonania.

Gra jest mapą ucieczki. Zaczyna się w centrum labiryntu. Jej celem jest przejście wszystkich sfer i uwolnienie się z pęt Ośmiu Światów”.


Źródło: Olga Tokarczuk, Prawiek i inne czasy, Kraków 2005, s. 97–99.


Franz Kafka
Proces

K. został telefonicznie powiadomiony, że najbliższej niedzieli ma odbyć się małe przesłuchanie w jego sprawie. [...]

Niedziela była pochmurna. K. wstał zmęczony. [...] Szybko, nie mając czasu zastanowić się i powiązać w jedną całość rozmaitych pomysłów, które mu przyszły do głowy w ciągu tygodnia, ubrał się i bez śniadania pobiegł na wskazane mu przedmieście. [...]

Zdawało mu się, że już z daleka pozna dom po jakimś znaku, którego sobie dokładnie nie wyobrażał, czy po jakimś szczególnym ruchu u wejścia. Ale ulica Juliusza, przy której dom miał się znajdować i na początku której K. zatrzymał się przez chwilę, miała po obu stronach prawie całkiem jednakowe domy, wysokie, szare, przez ubogą ludność zamieszkałe domy czynszowe. [...]

Dom mieścił się dość daleko od ulicy, był wprost niezwykle rozległy, ze szczególnie wysoką i przestronną bramą wjazdową. [...] K. zwrócił się ku schodom, by dojść do pokoju rozpraw, ale znowu przystanął, gdyż oprócz tych schodów zauważył w podwórzu jeszcze trzy różne klatki schodowe, a ponadto na końcu podwórza małe przejście, które zdawało się prowadzić na jeszcze inne podwórze. Gniewało go, że nie podano mu bliżej położenia pokoju. [...] Ostatecznie wszedł jednak na schody i nasunęło mu się odległe wspomnienie sentencji Willema, że wina sama przyciąga sąd, z czego by właściwie wynikało, że lokal sądowy powinien znajdować się przy schodach, które K. przypadkowo wybrał. [...]

Właściwe szukanie zaczęło się na pierwszym piętrze. Ponieważ nie mógł pytać o komisję śledczą, wymyślił jakiegoś stolarza Lanza. [...] Przed piątym piętrem postanowił zaprzestać poszukiwań. [...] Już jednak po chwili zirytowała go bezużyteczność tego całego przedsięwzięcia, jeszcze raz wrócił i zapukał do pierwszych z brzegu drzwi piątego piętra. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył w małym pokoju, był wielki zegar ścienny, który wskazywał już dziesiątą godzinę.

– Czy tu mieszka stolarz Lanz? – spytał. [...]

– Tak – odrzekła kobieta – proszę tylko wejść. K. nie byłby może poszedł za nią, gdyby sama nie zbliżyła się do niego, nie chwyciła za klamkę u drzwi i nie powiedziała:

– Po panu muszę zamknąć, nikt już nie może wejść.

– Bardzo słusznie – zauważył K. – jest już i tak za pełno. – Potem jednak wszedł do środka.

Gdy przechodził pomiędzy dwoma ludźmi, którzy rozmawiali tuż przy drzwiach – jeden, daleko wyciągnąwszy przed siebie ręce, wykonywał gest liczenia pieniędzy, drugi ostro patrzył mu w oczy – jakaś ręka chwyciła go. Był to mały rumiany chłopak. [...]

K. dał mu się prowadzić, okazało się, że w tej bezładnie tłoczącej się ciżbie było jednak wolne wąskie przejście, które dzieliło, być może, dwie strony. Przemawiało za tym i to, że K. w pierwszych rzędach na prawo i na lewo nie widział ani jednej zwróconej do siebie twarzy, tylko plecy ludzi, którzy mową i gestami zwracali się wyłącznie do swojej grupy. Po największej części byli ubrani czarno, w stare, długie i obwisłe odświętne surduty. [...]

Na drugim końcu sali, dokąd został zaprowadzony, na bardzo niskim, również przepełnionym podium stał ustawiony na poprzek mały stół, a za nim blisko krawędzi podium siedział mały, gruby, sapiący mężczyzna [...]. K. próbował, nie bez trudu, zgłosić jego przybycie. Dwa razy usiłował, wspiąwszy się na palce, coś powiedzieć, ale człowiek z podium nie zwracał na niego uwagi. Dopiero gdy ktoś z podium zauważył go i wskazał siedzącemu przy stole, zwrócił się ów człowiek do niego i nachylony słuchał jego cichego raportu. Następnie wyciągnął zegarek i popatrzył szybko na K.

– Pan powinien był przyjść przed godziną i pięciu minutami. [...]

– Może i przyszedłem za późno, ale teraz oto jestem.


Źródło: Franz Kafka, Proces, [w:] http://biblioteka.kijowski.pl/ [dostęp w dniu: 25.01.2015 r.].
Poprzednia strona Następna strona

źródło: CKE
Polityka Prywatności