Humanistyce zarzuca się, że „produkuje” najwięcej bezrobotnych, choć nikt dotychczas
nie przeprowadził systematycznych badań w tym kierunku. Na razie z punktowych danych
wiemy, że to wcale nie absolwenci kierunków stricte humanistycznych – filolodzy,
filozofowie czy historycy – mają największe problemy ze znalezieniem się na rynku pracy.
Warto też zdefiniować, co rozumiemy przez humanistykę (czy zaliczamy do niej np. również
nauki społeczne, jak socjologia, psychologia czy pedagogika).
Kłopoty humanistyki zaczęły się ok. 30 lat temu, gdy tradycyjna formuła uniwersytetu,
sięgająca korzeniami średniowiecza, ustąpiła w USA miejsca nowemu modelowi – uczelni
działającej na zasadach rynkowych. [...] Straciła na tym nie tylko akademia i nauka, ale
i społeczeństwo, bo absolwentom zaczęło brakować umiejętności prowadzenia rozmowy,
obycia kulturowego czy zwykłej wrażliwości. [...]
Pomysłem na przyciągnięcie studentów na niemodne, ale klasyczne wydziały
humanistyczne jest tworzenie nowych, bardziej praktycznych dyscyplin. Na uniwersytecie im.
Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, ze względu na brak chętnych na polonistykę,
utworzono humanistykę 2.0, łączącą informatykę z humanistyką. To był rekrutacyjny hit,
problem w tym, że nie wiadomo, jak długo będzie się cieszył popularnością. – Przerzucenie
się na cyfrową humanistykę, niewątpliwie rewolucjonizującą nasz warsztat pracy, nie może
być wyłączną formą pracy i edukacji, bo może spowodować, że po drodze zgubi się gdzieś
możliwość budowania u studentów kompetencji „znania się na czymś” – podkreśla prof.
Ryszard Nycz, literaturoznawca. [...]
Ci, którzy uważają humanistykę za nieprzydatną, zapominają, że poza dbaniem
o dziedzictwo i stymulowaniem nowatorskich badań ma ona jeszcze jedną niesłychanie ważną
funkcję społeczną – odpowiada za funkcjonowanie człowieka, jego poglądów i wrażliwości.
– Zmiana tego stanu rzeczy to zadanie humanistyki, a polonistyki w szczególności –
podkreśla prof. Nycz. W tym wypadku znów chodzi o język i to zarówno na poziomie
podstawowym, jak i zaawansowanym, bo umiejętności czytania ze zrozumieniem i pisania są
absolutną podstawą wykształcenia, a bez rozsmakowania się w lekturze trudno stać się
erudytą.
Brak stabilizacji, wynikający z zawrotnego tempa rozwoju cywilizacji, sprawia, że nie
mamy poczucia pewności, a rosnący indywidualizm generuje trudności z porozumieniem.
Zagubieni w stale zmieniającej się rzeczywistości szukamy wyjaśnień, zwracając się po radę
do różnych guru. Według Zygmunta Baumana to humaniści są najlepszymi tłumaczami
rzeczywistości, to dzięki nim ludzie mają poczucie, że lepiej rozumieją świat.
Potwierdza to opublikowany wiosną zeszłego roku ranking najbardziej wpływowych
intelektualistów świata, szwajcarskiego Instytutu Gottlieba Duttweilera, w którym dominują
filozofowie, socjolodzy, historycy, literaci. Także w Polsce humaniści, jak historyk prof.
Karol Modzelewski, etyk prof. Magdalena Środa, filozof prof. Zbigniew Mikołejko czy
literaturoznawczyni prof. Maria Janion są bardziej rozpoznawalni niż przedstawiciele nauk
ścisłych.
Źródło: Agnieszka Krzemińska, Erudyta zawsze modny, „Polityka”, nr 3, z dnia 14.01.2015, s. 62–64.